Do incydentu doszło w zeszłym tygodniu. Włodarze klubu zdenerwowali się, gdy arbitrzy nie podyktowali rzutu karnego dla ich drużyny w spotkaniu z Gaziantepsporem (2-2). Sędziowie zostali wypuszczeni dopiero po interwencji prezydenta kraju Tayyipa Erdogana. Prezes klubu oprócz zawieszenia będzie musiał zapłacić karę w wysokości 53 tys. dolarów. A dwa najbliższe mecze jego zespół musi rozegrać przy pustych trybunach. Po zakończeniu spotkania wokół stadionu zebrali się wściekli kibice, a arbitrów przetrzymywano zamkniętych w szatni do wczesnych godzin porannych. Wypuszczono ich dopiero w czwartek rano, po tym, jak z Haciosmanoglu skontaktował się prezydent Turcji. "Powiedziałem ochronie, żeby przetrzymała na stadionie arbitrów aż do rana, dopóki nie przyjadę. Ale zadzwoniła do mnie bardzo ważna osoba i poprosiła mnie, żebym nie przynosił wstydu Turcji. Zapewniła mnie też, że będzie dochodzenie w sprawie zdarzenia z końcówki meczu" - tłumaczył po całym zdarzeniu prezes. Z kolei na oficjalnej stronie internetowej pojawiła się informacja, że arbitrzy zostali przytrzymani ze względów... bezpieczeństwa. "Chcieliśmy w ten sposób uchronić ich przed wściekłymi kibicami" - napisano. Po 10 kolejkach Trabzonspor ma 14 punktów i zajmuje dziewiąte miejsce. Jego środowy rywal ma taki sam dorobek i jest 11., a liderem jest Besiktas Stambuł, który po dziewięciu meczach ma 21 pkt.