To historia niecodzienna. W drugiej połowie lat 80. wszechwładny Marian Dziurowicz budował w Katowicach mocną drużynę - taką z aspiracjami na mistrzostwo. Brakowało mu jedynie zdolnego reżysera gry - takiego, który potrafiłby zagrać dobrą piłkę do szybkich, bramkostrzelnych napastników z Janem Furtokiem na czele. Transfer nie wpłynie na cenę węgla Takiego zawodnika znalazł. Andrzej Rudy tworzył kapitalną drugą linię - wraz z Ryszardem Tarasiewiczem, Waldemarem Prusikiem i Zbigniewem Mandziejewiczem -w Śląsku Wrocław. Śląsk nie miał wówczas jednak pieniędzy, a GieKSa - owszem. Rudy dał się skusić świetną pensją. Jego transfer zaszokował jednak opinią publiczną. Dziurowicz wyłożył za 23-latka aż 50 milionów zł. Było to tak dużo pieniędzy, że Polska Agencja Prasowa zdecydowała się nadać specjalną depeszę. Zapewniała w niej, że transfer nie wpłynie na... rosnące ceny węgla! Szum wokół piłkarza był ogromny, zadebiutował na Bukowej akurat w meczu z Ruchem Chorzów, który wrócił do ekstraklasy po rocznej grze na jej zapleczu. Chętnych żeby zobaczyć to spotkanie szacowano potem na 50 tysięcy, kasjerzy mogli mieć więc pretensje do bossa, że nie zdecydował się przenieść akurat tego spotkania na Stadion Śląski... Byłem na tamtym meczu. Rudy był zdenerwowany, suma transferu wyraźnie mu ciążyła, nie był pewny jak przyjmą go kibice. Ci z GKS-u przywitali go fantastycznie więc rozluźniony piłkarz pokazał kilka dobrych zagrań. Ci z Ruchu skupili się na kimś innym: w bramce GKS-u stanął bowiem Janusz Jojko, który rok wcześniej odszedł z Cichej po słynnym samobóju w meczu z Lechią Gdańsk. Musiał wysłuchać potężną porcję wyzwisk i przekleństw. Gola jednak nie puścił. Mecz zakończył się wynikiem 0-0.Andrzej Rudy i GieKSa weszli jednak w sezon świetnie. Po meczu z Ruchem m.in. pokonali 3-2 Górnika (był to najlepszy mecz Katowic na jakim w życiu byłem), wygrali do zera na wyjeździe z Widzewem, Legią (jedną z bramek zdobył Rudy) czy ŁKS-em. Od piątej kolejki byli liderem i wydawało się, że katowicka machina odjedzie rywalom. Andrzej Rudy zdążył jeszcze zagrać na Stadionie Śląskim w meczu eliminacji mistrzostw świata z Albanią. I wtedy wszystko się na Bukowej posypało. Andrzej Rudy ucieka przed meczem Na 12 listopada 1988 roku zaplanowano w Mediolanie nieoficjalny mecz reprezentacji ligi włoskiej z reprezentacją ligi polskiej. Podopieczni Wojciecha Łazarka mogli się pokazać, u przeciwników mieli zagrać m.in. Diego Maradona i Lothar Matthaeus. Łazarek powołał na to spotkanie 16 zawodników, m.in. Andrzeja Rudego.Kiedy w przeddzień meczu Janusz Jojko, który też został powołany na to spotkanie, obudził się rano w pokoju mediolańskiego hotelu i zauważył, że nie ma jego współlokatora i klubowego kolegi, miał być przekonany, że Rudy zszedł na śniadanie. Tak później mówił choć tak naprawdę jako jedyny wiedział co się wydarzyło. Rankiem Rudy, ubrany w dres, przemknął niepostrzeżenie obok recepcjonisty i... zniknął. Wojciech Łazarek nie miał czasu go szukać: drużyna musiała przygotować się do meczu. Świetne spotkanie zakończyło się wynikiem 2-2. Okazało się, że Rudy przedostał się do RFN. Na ten krok naciskała jego ówczesna partnerka Anna Dąbrowska. Rudy szukał nowego klubu, był bisko Bayeru Leverkusen, Eintrachtu Frankfurt, nawet Bayernu Monachium. Ostatecznie znalazł się w Kolonii. Marian Dziurowicz się dogadał Przez trzy miesiące nikt w Polsce nie wiedział co się z Rudym dzieje. PZPN zawiesił Rudego, a gazety pisały o nim "zdrajca": czasy były takie, że sprawa nabrała politycznego charakteru. "Od pewnego czasu ten pieszczoch naszej piłki zdecydowanie mi się nie podobał. Płowowłosy chłoptyś pod rękę z misską, prowincjonalnie ugrzeczniony, krył się pod jakąś maską a jego wypowiedzi - na przykład dla red. Zydorowicza w telewizji przed pierwszym ligowym meczem GKS-u zalatywały obłudą. Przypuszczam, że gładko wypowiedział tylko to co mu podsuwali działacze górniczego klubu, też krótkowzroczni - ha, ha, ha. Po prostu młodzieniec dobrze wyliczony zaczął sprzedawać swój niewątpliwy talent korzystając ze wszelkich możliwych sposobów działania" - grzmiał w "Piłce Nożnej" felietonista Krzysztof Mętrak. Tymczasem Rudy podpisał w lutym kontrakt z FC Koeln. Niemcy skontaktowali się z GKS-em. Dogadali się z Dziurowiczem, zapłacili dwa miliony marek. W Polsce żądano dla niego pięciu lat dyskwalifikacji, na taki sam okres miał dostać zakaz gry w reprezentacji. Pierwszy oficjalny mecz zagrał prawie po roku. W GKS-ie mimo pieniędzy, żałowali, że tak to się potoczyło. Sezon, tak świetnie rozpoczęty, ostatecznie się nie udał. Niedługo później klub opuścił jego najlepszy zawodnik Jan Furtok, który za wszelką cenę chciał trafić do Bundesligi, przeszedł do HSV. Katowice skończyły ostatecznie sezon na drugim miejscu, wyprzedził je fantastycznie grający Ruch Chorzów. Wicemistrzostwo to była porażka. Gdyby Rudy i Furtok zostali - mogło to skończyć się dla GieKSy inaczej.Z kolei kariera Rudego potoczyła się dobrze. Nieźle spisywał się w Niemczech, potem był też mistrzem Belgii z Lierse oraz mistrzem Holandii z Ajaksem. Wierzył w niego słynny duński trener Morten Olsen, z którym wspólnie zdążył jeszcze zagrać w Koeln. Jak Beckenbauer w meczu z San Marino Po pięciu latach Rudy wrócił do reprezentacji Polski - właśnie na mecz z San Marino w 1993 roku. Polska wygrała 3-0. Jak wypadł Rudy? jego występ podsumował Zbigniew Boniek dla polskiej prasy. "Szkoda, że dopiero teraz Andrzej dostał szansę powrotu do drużyny narodowej. Jeśli ktoś ma polski paszport i odpowiednie kwalifikacje to powinien grać. A ten człowiek akurat je ma. Chciał wypaść jak najlepiej. Efektownie. Biegał z głową podniesioną do góry, zdawał się nie patrzeć na piłkę. Na podobieństwo Beckenbauera często uderzał piłkę zewnętrzną częścią stopy, jakby od niechcenia. Stąd parę niecelnych podań. Kilka jego zagrań znamionowało jednak dużą klasę. To może być duże wzmocnienie reprezentacji" - stwierdził wtedy Boniek. Nie było. Zagrał jeszcze cztery razy. Podczas towarzyskiego meczu z Austrią w Katowicach, niemiłosiernie wygwizdali go kibice, którzy pamiętali jak potraktował ich klub. Ostatni raz wystąpił w lutym 1998 roku w wyjazdowym meczu z Izraelem. Po godzinie gry zmienił go Piotr Świerczewski, debiutował wówczas Jerzy Dudek.I to by było na tyle. Mógł z reprezentacją osiągnąć więcej.