W 1982 r. w Hiszpanii byliśmy świetni, a cztery lata później w Meksyku cudem wyszliśmy z grupy dzięki bramce wciśniętej przez Włodzimierza Smolarka Portugalczykom. W 1/8 finału zlała nas Brazylia 4-0. W 2003 r. Wisła Henryka Kasperczaka była wielka. Bały się jej liczące się firmy europejskie. Dzisiaj przy Reymonta znowu pracuje "Henry", ale po tamtym składzie nie ma nawet śladu, więc z jakiego powodu mamy liczyć na kolejny podbój Europy w wykonaniu "Białej Gwiazdy"? Podobnie jak Kasperczak, miał Marcello Lippi - z mistrzowskiego składu została mu garstka piłkarzy i to będących już u schyłku kariery. Gattuso, Camoranesi, Zambrotta najlepsze lata mają zapisane w pamiętniku. Pirlo, nie dość, że leciwy, to dodatkowo był świeżo po kontuzji, a Canavarro, który z opaską kapitańską miał nadawać ton, popełniał największe błędy i ma na sumieniu trzy z pięciu straconych goli. Włosi i Francuzi reprezentowali te same mocne piłkarsko kraje, ale mieli tym razem o klasę gorsze zespoły. O ile w wypadku "Trójkolorowych" można czepiać się Raymonda Domenecha (jeśli już postanowił zabrać zawodnika formatu Thierry'ego Henry'ego, to powinien na niego stawiać, a nie trzymać na ławce), to Lippi był Bogu ducha winny. Wprawdzie mógł zabrać Cassano, Materazziego, Tottiego, Del Piero, leczy czy zmieniliby oni oblicze zespołu skoro wszyscy poza Cassano dawno przekroczyli już "trzydziestkę", a poza tym Del Piero i Totti sami ogłosili, że nie chcą grać w kadrze. Tym razem Lippi i jego ludzie mieli pecha. Najpierw rozsypał się boiskowy wódz zespołu - Gianluigi Buffon, a później w meczu ze Słowakami z pustej bramki (a może nawet zza linii bramkowej) piłkę wybijał Martin Szkrtel. Znam też sędziów, którzy by nie pokazali spalonego przy golu Fabia Quagliarelli. A w końcu Simone Pepe w ostatnich sekundach z kilku metrów mógł trafić do bramki, nie obok niej. To wszystko szczęście, które ostatnio odwróciło się od Italii. Dwa lata temu Scuadra Azzurra przegrała po karnych z Hiszpanią w ćwierćfinale Euro 2008, teraz wraca do domu dużo wcześniej. Przekonaj się sam, czy Szkrtel wybił piłkę zza linii bramkowej: W roku 2010 Włosi nie wygrali ani jednego spotkania, a w meczu towarzyskim z Meksykiem, tuż przed mundialem, nie mieli nic do powiedzenia i to nie był przypadek, tylko prognoza tego, do czego doszło w starciu ze Słowacją. A skoro już przy Słowacji jesteśmy, to Zbigniew Boniek postawił słuszną tezę, że jakoś dziwnie wszystkim zdarza się robić niespodzianki, tylko nie nam. Taki stan rzeczy najbardziej powinien martwić dyrektora PZPN-u Jerzego Engela, ale jak mu się przypatruję siedzącemu w studiu TVP, nie widzę, by miał stroskaną minę. Za dwa lata, jeśli nam się nie uda wyjść z grupy podczas Euro 2012, zmienimy transparent na "MŚ 2014" i karawana pojedzie dalej bez przeszkód. Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego