Walkę z Najmanem potraktowałeś osobiście. Byłeś przygotowany najlepiej od paru lat, w trakcie pojedynku było trochę "trash talking", a już po nim zaproponowałeś rywalowi prezerwatywy od współpracującej z tobą firmy. Szydziłeś z Najmana. Naprawdę widać było pomiędzy wami "złą krew". Przemysław Saleta: - Tak, ale mówiąc szczerze, to w tej chwili, po tej walce, temat Najmana jest dla mnie zamknięty. Generalnie mogę się wypowiedzieć na temat pojedynku, natomiast na temat Najmana w ogóle już nie będę nic mówił i nie mam zamiaru już reagować na to, co on mówi. No to powróćmy do pojedynku. Niby wiadomo było, że Najman może cię zaskoczyć tylko furiackim atakiem na początku, a jednak dałeś mu się zaskoczyć. - Najman miał dobry początek, bo narzucił styl walki ulicznej. Mówiąc szczerze, trochę liczyłem na to, że będę miał powiedzmy te piętnaście sekund czy pół minuty, żeby trochę się otrząsnąć po czterech latach niebycia w ringu. On rzucił się na mnie na samym początku, trafił, wpadł we mnie, przewrócił i generalnie rzecz biorąc to miał walkę wygraną. Miał "dosiad", zadawał w furii ciosy, lecz on nie ma kondycji. Ja blokowałem te uderzenia, klinczowałem, ściągałem go na siebie i w momencie gdy już opadł po chwili z sił, to już nie mógł mi za bardzo nic zrobić. - Te jego ciosy to były takie "młotki" bite na oślep, po których pękła mi skóra. Mam poobcierane czoło, jednak to nie było tak, że ja te jego uderzenia w jakiś tam sposób czułem lub nie wiedziałem, co robić. W momencie kiedy on już osłabł i sędzia nas podniósł, a zobaczyłem jak on już jest zmęczony i wtedy wiedziałem, że walkę wygram. Jedyne czego się obawiałem, to tego, że polała mi się krew i nie wiedziałem, czy to przypadkiem łuk brwiowy nie jest rozcięty. Okazało się jednak, że to tylko zdarty kawałek skóry w dwóch miejscach, ale to wszystko zobaczyłem dopiero po walce. Poczułeś prawy sierpowy Najmana, który powalił cię na matę? - Nie. Poczułem tylko tyle, że mnie trafił, natomiast to było tak, że ja się cofałem, a on leciał też za tym uderzeniem. To nie było tak, że ja się przewróciłem i nie wiedziałem, co się dzieje. Zdradzisz co mówiłeś Najmanowi, dusząc go z uśmiechem na twarzy? - Mówiłem mu "I co teraz? Teraz cię uduszę" (śmiech). Za drugim razem, jak się przewróciliśmy, to on już był bez sił, więc ja nie miałem żadnych problemów, żeby go z siebie zrzucić i tak naprawdę to udusiłem go takim trochę frajerskim duszeniem łokciem, które on próbował mi robić kilka razy kiedy sam był w "dosiadzie". Efekt jest taki, że mnie dzisiaj boli trochę gardło. Wystarczy tylko pomyśleć i nie panikować, lecz z drugiej strony skoro on się odwraca od ciosów, to leżąc też dał głowę na bok, co mi ułatwiło duszenie go i uciskanie aorty. Chciałeś go upokorzyć i zrobiłeś to w wywiadzie po walce. Wiem jednak, że chciałeś przede wszystkim zrobić to podczas pojedynku, obijając go ile się da w "stójce", stąd też moje pytanie - czy dałbyś się w takim razie jeszcze raz namówić na spotkanie z nim na zasadach czysto bokserskich, aby już nie pozostawić żadnych wątpliwości? - Chyba jednak nie. W ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Tak jak wcześniej powiedziałem, temat Najmana jest dla mnie skończony. Nie uważałem go za pięściarza, dlatego stwierdziłem, iż walka na zasadach MMA wyrówna nasze szanse. Poza tym twierdzę, że moja lub kogokolwiek walka z Najmanem, każdego, kto cokolwiek osiągnął w boksie, byłaby degradacją takiego sportu, jakim jest właśnie boks. Tak więc mówię stanowcze "nie". Dzieli was przepaść, jeśli chodzi o osiągnięcia, i jednak gdzieś ten niesmak może pozostać po tej walce. Na pewno chciałeś to załatwić inaczej niż to wyszło... - Powiem tak: miałem nadzieję, że walka będzie w stójce, bardziej techniczna i tak dalej. Wtedy można pokazać trochę więcej. On stał pod ścianą, bo przecież powiedział, że jak przegra, to się wycofuje. Ciężko coś pokazać, kiedy ktoś naciera na ciebie takim zupełnie bezwładnym atakiem. Zresztą ja przed tym wszystkim powtarzałem, że nie stresuję się samą walką, lecz nie mogę też na sto procent powiedzieć, co będzie się działo w ringu, dlatego że ja długo nie boksowałem. Potrzebowałem chwili, aby pewne rzeczy wróciły, bo sparingi a realna walka to nie to samo. W sobotę miałeś całą salę za sobą. Ludzie tak lubią Saletę czy tak nie lubią Najmana? - Myślę, że ludzie tak nie lubią Najmana - to przede wszystkim. Problem z nim jest taki, że przed tą walką był grzeczny, obiektywnie to przyznaję, natomiast wcześniej zawsze krzyczał i zawsze przegrywał. Do tego ciągle wymyśla. Dopiero co zadzwoniła do mnie pewna pani z prasy, której Najman powiedział, że tak mnie mocno obił, że wylądowałem w szpitalu. Powiedział jej również, że prawie ten pojedynek wygrał. - Tylko "prawie" czyni zasadniczą różnicę, bo poza tym, że trochę poobcierał mi skórę, to tak naprawdę nic wielkiego się nie stało. Mówi też, że ja właściwie niczym nie trafiłem - w takim razie to jeszcze gorzej świadczy o nim, bo odklepał i się poddał. Mam więc jeszcze jeden powód, by nie uważać go za sportowca, bo nie dość, że nie umie wygrywać, to nie umie też przegrywać. Jakie masz plany na najbliższe miesiące? - Skończył się dla mnie sezon wyścigowy, natomiast wylatuję do Australii, gdzie z kilkoma przyjaciółmi objedziemy motocyklem całą Australię. Zrobię z tego program, gdzie motywem przewodnim jest adrenalina, aczkolwiek elementy sportów walki również będą. Jeśli będzie taka możliwość, to mam nadzieję umówić się z Anthony Mundine'em oraz Jeffem Fenechem. Rozmawiał: Łukasz Furman