We wtorkowym meczu towarzyskim z Australią (1-2) w Krakowie 23-letni Tytoń spędził na boisku 90 minut. Interweniował pewnie, a za obie stracone gole nie ponosi winy. Dwa strzały i dwa gole. To niezbyt miłe uczucie dla bramkarza. Przemysław Tytoń: - Tym bardziej że przy pierwszym był jeszcze rykoszet i piłka zmieniła tor lotu, a drugiego straciliśmy z rzutu karnego, gdzie szanse bramkarza nie są zbyt duże. Zresztą Australijczycy mieli sporo szczęścia. Oglądaliśmy skróty ich poprzednich meczów towarzyskich i razili nieskutecznością. W Krakowie dwie groźne akcje przyniosły im dwa trafienia. Jak z pana perspektywy wyglądała gra drużyny? - Bardzo dobrze i pechowo zarazem. Było sporo ciekawych, składnych akcji, sporo sytuacji podbramkowych i wydawało się, że tylko kwestią czasu jest, kiedy padnie kolejna bramka. A nic nie chciało wpaść. Drugi mecz z rzędu gramy ładnie i nieskutecznie. Jestem jednak pewny, że kiedyś się odblokujemy i dobrą grę poprzemy golami. Może pomógłby mecz z teoretycznie słabszym rywalem? Jedno zwycięstwo mogłoby odmienić sytuację... - Nie sądzę, że to ten problem. Zresztą my się nie załamujemy, bo widać i z boku, i z boiska, że nasza gra idzie w dobrym kierunku. Trzeba się tylko cieszyć, że gramy z mocnymi rywalami. I my, i trenerzy widzimy, czego nam brakuje, nad czym musimy pracować. Sprawdziany z zespołami o różnych stylach, z różnych kontynentów mogą nam wyjść tylko na dobre. Zadomowił się już pan w kadrze? - Czuję się świetnie. Jest fajna grupa, dobra atmosfera. Gra z orzełkiem na piersi, przy pełnych trybunach, na coraz nowocześniejszych stadionach, to wielka sprawa. Dobrymi występami w klubie zamierzam nie dać trenerowi Smudzie wyboru. Chciałbym, by przy moim nazwisku się nie zastanawiał, tylko wysyłał powołanie. Konkurencja o miejsce w bramce jest jednak spora... - Jest kilku chętnych, ale i ja mam swoje ambicje. Chcę grać. Marzę o miejscu w podstawowym składzie i zrobię wszystko, by je wywalczyć. Myśli pan, że średni klub ligi holenderskiej to wystarczająca rekomendacja? - Liga na pewno jest silna, mocniejsza od polskiej, chyba nikt nie ma wątpliwości. W klubie na razie nie postawiono nam konkretnego celu, ale wiadomo, że hierarchia w Eredivisie jest dość ścisła. Przy pomyślnych wiatrach i wykorzystaniu potencjału do maksimum stać Rodę na miejsce premiowane grą w Lidze Europejskiej. Gdyby to się udało, pewnie dołożyłbym cegiełkę do sukcesu. Rozmawiał Paweł Puchalski