Riquelme jest tak ważny, że przyćmił samego Diego Maradonę (dwukrotnie nosił niebiesko-żółtą koszulkę, najpierw między 1981 i 1982, kiedy jako młody piłkarz przeszedł do FC Barcelony, a potem między 1995 i 1997, przed zakończeniem kariery), ponieważ zdobył o wiele więcej trofeów i to w najlepszym okresie w historii klubu. Czego Maradona nigdy mu nie wybaczył. Ale popularność Riquelme nie ogranicza się do jego wyczynów na boisku. Piłkarz wspomina, że podczas finału Pucharu Interkontynentalnego rozgrywanego w Tokio w 2000 roku z Realem Madryt kierowanym przez Vicente Del Bosque, po zakończeniu pierwszej połowy poczuł, że ktoś dotknął jego ramienia i powiedział: Ten chłopak z numerem 10 jest dla mnie najlepszym piłkarzem świata. Odwróciłem się i zobaczyłem, że słowa te wypowiedział Miguel Gonzalez. “Michel", były zawodnik Realu, który w latach 90-tych należał do tzw. “La Quinta del Buitre". Wspaniałego zespołu "Los Blancos", w którym grali Emilio Butragueno, Miguel Pardeza i wielki, meksykański napastnik, Hugo Sanchez. Podczas owego finału młodziutki, 22-letni Riquelme, błyszczał na tle Realu Madryt. W listopadzie 2000 roku uwagę zwróciła na niego FC Barcelona i rok później Argentyńczyk przeszedł do katalońskiego klubu. Niestety, trenerem drużyny był wtedy Louis Van Gaal. Holender nie potrzebował w zespole zawodnika, który lubi sam rozgrywać akcje i często być przy piłce. Riquelme szybko zdał sobie sprawę, że musi poszukać innego miejsca, gdzie będzie mógł się rozwijać. Idealnym klubem w Hiszpanii i w Europie okazał się Villarreal. To dzięki Riquelme drużyna nie odnosząca wielkich sukcesów dotarła do półfinału Ligi Mistrzów 2006 roku. I gdyby nie przegrana w serii rzutów karnych, zespół zmierzyłby się w Paryżu z FC Barceloną i Lionelem Messim.