Faworytami inauguracyjnych zmagań Pucharu Świata są jednak gospodarze. "Właśnie w Latzfons znajduje się producent sanek i dlatego w tej miejscowości Włosi testują sprzęt. Znają ten obiekt jak własną kieszeń. Co więcej, w sąsiedniej wiosce mieszka dwoje utytułowanych zawodników: Renate Gietl i Anton Blasbichler" - powiedział Waniczek. Pierwotnie PŚ w Latzfons miał się odbyć w grudniu, ale ze względu na trudne warunki atmosferyczne (brak śniegu, dodatnie temperatury) został przesunięty na najbliższy weekend. "Na początku toru jest pięć bardzo zwrotnych i trudnych technicznie zakrętów z płaskimi wyjściami, gdzie mały błąd może kosztować stratę cennych ułamków sekund. Im niżej, tym szybciej - liczy się dobra prędkość i odpowiedni moment ataku. Naprawdę trudno na tym obiekcie wykręcić rewelacyjny czas, ale sama jazda w Latzfons daje dużo wrażeń. To jeden z moich ulubionych torów" - dodał. Od tego sezonu międzynarodowa federacja (FIL) wprowadziła zmianę w postaci kwalifikacji do PŚ (edycja nr 20). Będą nimi ostatnie ślizgi treningowe. "Awans wywalczy 25 zawodników, 15 zawodniczek i 10 dwójek. Co ciekawe, do naszej rywalizacji duetów dołączyli kolejni Włosi - Clara i Gruber, zastępując dwójkę Brauntenberger, Mair" - stwierdził saneczkarz ze Szczyrku. Na co dzień Laszczak pracuje jako kamieniarz, zaś Waniczek każdego roku wyjeżdża na kilka miesięcy do Wlk. Brytanii. Jest informatykiem w firmie zajmującej się handlem częściami samochodowymi. Jej siedziba znajduje się w okolicach miasta Truro na Półwyspie Kornwalijskim. "W okresie zimowych startów Andrzej bierze bezpłatny urlop, a ja zwalniam się z pracy i wracam do niej po sezonie" - wyjaśnił Waniczek. Oprócz Damiana Waniczka, w lodowej rynnie startowały trzy jego siostry: Gabriela, Karolina i najmłodsza Natalia.