W ten sposób ceniony na naszym rynku napastnik wrócił do Polski, kończąc krótką przygodę występów w podparyskim Neuilly. - Nie będę ukrywał, że we Francji poziom jest o klasę wyższy, niż w Polsce, ale cieszę się z tego, że wróciłem. Miałem pecha, bo trafiłem na szalonego trenera z Kanady, a na dodatek nagle powiedzieli mi "dziękujemy, możesz wracać" - powiedział nam Milan Baranyk. "Baran" dołączył do Neuilly przed sezonem. Chciał go zatrudnić kanadyjski trener Frank Spinozzi. W trzech meczach czeski napastnik zdobył jednego gola. - Zawiodłem się na tobie, bo myślałem, że w każdym meczu będziesz strzelał po dwa-trzy gole, a nie jeden na mecz - usłyszał Milan od Spinozziego. - Trenerze, ja jestem Czechem, jestem też hokeistą, ale nie nazywam się Jaromir Jagr, tylko Milan Baranyk - ripostował znany z występów w Podhalu Nowy Targ (mistrzostwo Polski, mistrzostwo Interligi) i Zagłębiu Sosnowiec zawodnik. Baranyk miał w Neuilly zastąpić kontuzjowanego Fina, który cudownie ozdrowiał i w szatni zrobiło się ciasno - limit 10 obcokrajowców został przekroczony. - W środę od szefostwa klubu usłyszałem, że zostaję do końca sezonu, więc natychmiast sprowadziłem żonę z córką. Tymczasem w sobotę powiedzieli mi: "Dziękujemy, możesz wracać do domu". Byłem w szoku, bo nagle zdecydowali się odesłać nie mnie, ale Fina, z którym najwyraźniej nie udało im się rozwiązać kontraktu - opowiada Milan. Baranyk wynegocjował w klubie, że będzie mógł zostać pod Paryżem jeszcze przez kolejny tydzień. - Żonie pokazałem Paryż, a córkę zabrałem do Disneylandu. Trudno było nie wykorzystać takiej okazji - mówi. Równie korzystnych wrażeń, jak te ze zwiedzania Paryża, "Baran" nie wyniósł ze współpracy ze Spinozzim. - To trener-zamordysta, który potrafi organizować tak długie i ciężkie treningi, że niektórzy moi koledzy ze zmęczenia wymiotowali podczas nich - wspomina. - Do tego u niego nie ma czegoś takiego, jak życie prywatne sportowca. Żądał od nas podanie godzinnego harmonogramu z dodaniem miejsc, w których jesteśmy poza lodowiskiem, poza klubem. Co więcej, potrafił robić naloty chłopakom po domach wieczorem i sprawdzać, co robią. Chodziło mu o to, abyśmy nawet w prywatnym czasie robili sporo dla hokeja przesiadując w siłowni, czy biegając. Na mecze Neuilly chodziło tylko 200 osób, ale inne francuskie zespoły - Gap, Briancon mają kilkutusięczną widownię. - W Francji dobrze radzi sobie Rzeszutko. Jest mocnym punktem silnego zespołu Gothiques d'Amiens. Ogólnie Francja to dobre miejsce dla rozwoju kariery hokeisty, tylko ja miałem jakiegoś pecha z tym trenerem - kręci głową Milan Baranyk.