28 września 2012 roku Fabrice Fiorese został napadnięty i porwany przez trzech napastników pod własnym domem, tuż po tym, jak sprzedał posiadłość w Saint-Tropez za półtora miliona euro. Uciekł dzięki temu, że wybił szybę w samochodzie. Udało mu się ujść z życiem, ale część pieniędzy stracił. Z walizki, w której była część kwoty ze sprzedaży domu, zniknęło 50 tys. euro, a według innej wersji pół miliona. Dziś Fiorese wciąż nie może otrząsnąć się z dramatu, jaki przeżył przed rokiem. Zwłaszcza, że piekło zgotował mu przyjaciel z boiska - Ghislain Anselmini. Przyjaźnili się od 20 lat. Nie przeszkodziło to Anselminiemu nasłać na kolegę zbirów. Teraz były piłkarz Olympique Lyon siedzi w więzieniu, a podejrzanych o pobicie, grożenie śmiercią i porwanie Fiorese'a francuska policja aresztowała w marcu. Wpadła na ich trop dzięki paczce herbatników z odciskami palców, którą gangsterzy zostawili w samochodzie. Prawnik Ghislaina Anselminiego Jean-Francois Barre chce wydostać go z więzienia i przekonuje, że nie ma dowodów na to, że właśnie jego klient zlecił porwanie Fiorese'a. Zszokowany nieprawdopodobną historią jest Jacek Bąk, który wynajmował od Anselminiego willę, gdy grał w Olympique Lyon. "Zawsze był w porządku kolegą. Uśmiechnięty, życzliwy. Nigdy nie miałem z nim problemu" - powiedział dla "Przeglądu Sportowego".