Tyszanie rozpoczęli rozgrywki od dobrego meczu z Comarch Cracovią, ale z Krakowa wywieźli tylko punkt, bo nie udało im się strzelić gola, a rywale zdobyli jednego w drugiej serii rzutów karnych. Tyszanie z konieczności grali z wicemistrzami na trzy piątki. Adrian Parzyszek: - Krzysiek Majkowski jest kontuzjowany, tak samo Ladislav Paciga. Sławek Krzak od dłuższego czasu nie może grać, a Tomek Wołkowicz zachorował przed meczem. Myślę, że jeszcze trzy-cztery tygodnie będziemy grali takim składem. W meczu z Cracovią byliśmy osłabieni, ale to nas nie usprawiedliwia. Naprawdę mogliśmy wygrać, choćby w karnych. Nowy trener to nowa filozofia. Widać różnicę w porównaniu do ostatnich lat? - Staramy się wykonywać, to czego trener od nas wymaga. Pracujemy według nowych założeń, ćwiczymy inne wejścia w tercję, inne warianty gry w przewadze. Wprawdzie w meczu z Cracovią nie pokazaliśmy tego, ale mam nadzieję, że jeśli dłużej będziemy nad tym pracować, to gra w przewadze będzie naszą silną bronią. Duży nacisk kładziemy na ten element. Pod wodzą trenera Szejby GKS zmieni swój styl gry? - Trener układa taktykę pod konkretnego przeciwnika. W lecie ćwiczyliśmy różne warianty - defensywne i bardziej ofensywne. Trener wymaga zmian taktycznych także w zależności od tego, co dzieje się na lodzie. Trudno oceniać, czy będziemy grać ofensywniej. Po prostu staramy się realizować założenia, jakie nam przekazuje. Nie zawsze jeszcze nam to wychodzi, ale z odpowiedzią na pytanie o to, czy zmieni się nasza gra, trzeba jeszcze poczekać. Trzydziestka stuknęła panu już dawno, więc z jednej strony należą się pochwały za wciąż wysoką formę i serce do hokeja, ale z drugiej przyzna pan, że to smutne, że lata lecą, a nie widać, by rosła konkurencja. - Nie da się ukryć, że w polskiej lidze dominują doświadczeni gracze. Na pewno jest kilku młodych zawodników, którzy mogą przesądzić losy meczu, ale jest ich zdecydowanie za mało. Trudno mi się z tego cieszyć, ale ja i koledzy z mojego pokolenia wciąż mamy chęci do gry, do ciężkiego treningu i młodsi będą musieli się mocno postarać, żeby nas wygryźć ze składu. Rozgrywki jeszcze się nie zaczęły, a już było głośno o długach, strajkach. Czego spodziewa się pan po tym sezonie? - Mam nadzieję, że głównej roli nie będą odgrywać sprawy pozasportowe, chociaż z tego co widać, już odegrały, bo mistrz Polski musiał grać w barażach. Drużyna, która w zeszłym sezonie była najlepsza, rozleciała się. U nas też nie jest wszystko tak, jakbyśmy sobie życzyli. Ale mam nadzieję, że w trakcie sezonu sytuacja będzie się poprawiać i gdy przyjdą mecze o stawkę, to każdy klub będzie miał wyprostowane wszystkie sprawy. Długimi latami graliście w finale, ale poprzednim razem nie udało się. Odzyskacie tytuł? - Naszym celem jest mistrzostwo Polski. Po to drużyna została w takim składzie. Do rywali w walce o złoto dołączył Sanok. Sądzi pan, że już w pierwszym sezonie po rewolucji kadrowej odegra główną rolę, czy będzie potrzebował więcej czasu? - Trudno mi ocenić, bo nie widziałem jeszcze tej drużyny na lodzie. Na pewno personalnie jest mocna i będzie groźna, a czy już w tym sezonie będzie ją stać na finał, tego nie wiem. Mam nadzieję, że zagrają w nim Tychy, a reszta niech się martwi.